Header Banner
Header Banner

“Duopol kwitnie w najlepsze”- podsumowanie sezonu w Ekstralidze

Przez ostatni miesiąc na żużlowych stadionach w całej Polsce najlepsze drużyny w kraju rywalizowały ze sobą o tytuł mistrzowski. Nie obyło się bez zaciętych starć, niespodzianek i specyficznych zwrotów akcji. Szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej opuściły dwie ekipy: Kaskad Równe oraz Wybrzeże Gdańsk- dołączyli natomiast Kolejarz Opole i AMK Katowice. Jak wyglądają nastroje wśród ekstraligowych szkoleniowców po zakończeniu sezonu? Kto miał okazję na wielki triumf przed własną publicznością, a kto zawiódł swoich kibiców, rozczarowując ich przedsezonowe oczekiwania? Czy w Ekstralidze dalej bez zmian? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć wraz z najlepszymi managerami w kraju.

Nie pomógł nawet Schevchuk

Niestety, nawet zawodnik z najwyższej możliwej półki nie powstrzymał ukraińskiego klubu z Równe od spadku do I ligi. Co ciekawe, w trakcie sezonu sympatycy omawianego zespołu doświadczyli kolejnego zawodu- kapitan statku uciekł z tonącego okrętu, rezygnując z roli szkoleniowca, którą pełnił od wielu lat. Bez Libana utrzymanie okazało się jeszcze trudniejsze- Ukraińcy stracili bonus nawet w starciu z Gdańskiem Lotnego. W wyniku tego, Kaskad Równe uplasowało się na ostatniej pozycji w ligowej tabeli. Co mogło być główną przyczyną takiego stanu rzeczy? Przede wszystkim zawiodła budowa formacji seniorskiej- za wyjątkiem Schevchuka, zawodnicy ze wschodniej Europy znacznie odstawali od swojej bezpośredniej konkurencji- drugi najlepszy zawodnik w składzie mógł pochwalić się jedynie liczbą 270um. Jedyny plus, jaki sympatycy tej drużyny mogą odnaleźć w zaistniałej sytuacji to dobrze rozwinięta szkółka i obiecujący zawodnicy w akademii.

Rewolucja kosztem utrzymania

W ciągu minionych paru miesięcy znacznie zmieniły się priorytety w gdańskim klubie, który jeszcze niedawno był w stanie nawiązać walkę o najwyższe cele. Już od samego początku było wiadomo, że to właśnie Lotny zanotuje spadek do niższej klasy rozgrywkowej- w dwumeczu zatriumfował jedynie nad Kaskad Równe.

„Mam nadzieję, że w Gdańsku będą juniorskie perełki, ale trzeba będzie jeszcze na takich zawodników poczekać. Za parę, parę i jeszcze parę sezonów będę walczył z najlepszymi” – deklaruje Lotny.

Trzeba uczciwie przyznać, że w minionym sezonie juniorka- która w poprzednich rozgrywkach stanowiła piętę Achillesową zespołu z północy Polski- obecnie okazała się najmocniejszym i najbardziej obiecującym aspektem formacji gdańskiego szkoleniowca. To właśnie najmłodsi zawodnicy najbardziej skorzystali na tym odpuszczaniu wyniku- otrzymali oni wiele więcej biegów niż ich rówieśnicy z pozostałych zespołów. Podobnie jak w przypadku ostatniej drużyny w lidze- zawiodła formacja seniorska, która swoim poziomem bardziej nadawałaby się do pierwszej czy drugiej ligi niż do najlepszej klasy rozgrywkowej w kraju. W starciu barażowym Lotny musiał zmierzyć się z pędzacą jak burza drużyną z Katwowic. AMK nie dało gdańskim sympatykom żadnych złudzeń, triumfując nad ich ulubieńcami 104:76, pozwalając im jednak na stosunkowo wysokie zwycięstwo przed własną publicznością (52:38).

“Nie mówimy żegnaj Ekstraligi lecz do zobaczenia ! wrócimy!”– gwarantuje swoim kibicom gdański manager.

Cel minimalny wypełniony

Rów Rybnik– czyli kolejny zespół, który postawił na rozwój ponad sezonowy sukces. W wyniku tej decyzji, jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek Niwin powypożyczał swoich liderów, zostawiając swój skład w bardzo okrojonym stanie. W klubie pozostał Zbigniew Ślusarczyk, który mimo że znacznie odstawał poziomem od drużyn z ligowej czołówki, w kluczowych momentach pchał do przodu cały zespół. W utrzymaniu pomógł również utalentowany młodzieżowiec- Lubomir Trocki. Drużyna ta może poszczycić się największą ilością remisów w lidze- to właśnie pięć nieprzegranych spotkań umożliwiło kibicom Rowu świętowanie pozostania w Ekstralidze. Trzeba jednak uczciwie zauważyć, że pieniądze, oszczędzone przy okazji budowy składu wcale nie zostały zmarnowane- rybnicki szkoleniowiec zainwestował je w rozbudowę stadionu i kształtowanie formacji juniorskiej. Czy jednak za sezon priorytety się zmienią i Niwin postara się powrócić do walki o najwyższe cele? Wszystko wskazuje na to, że nie, a priorytety pozostaną takie same jak sprzed miesiąca:

„ Kolejny sezon będzie raczej podobny do mijającego. Skład będzie najprawdopodobniej zbudowany tak żeby udało się utrzymać, przy okazji objeżdżanie jak największej liczby juniorów. Oczywiście planujemy jechać tylko wychowankami ROWu”- odpowiada śląski szkoleniowiec.

„Ekipa prowadzona przez mojego Przyjaciela Niwiego, idzie w stronę Gdańska i też robi zmiany i stawia na rozwój Juniorów i Stadionu. Uda im się utrzymać w Ekstralidze i jestem z tego bardzo zadowolony. Trzymam kciuki, żeby w końcu udało im się zdobyć Medal w Ekstralidze, a co najważniejsze: ten upragniony, ZŁOTY.”– W taki sposób Lotny podsumował działania swojego przyjaciela w wywiadzie dla naszej redakcji.

W Poznaniu dalej bez zmian

Miesiące lecą, a w PSG wszystko pozostaje takie samo- zaczynając od strategii, a kończąc na zawodnikach. W prawdzie drużynie ze stolicy Wielkopolski od wielu lat udaje się utrzymywać w najwyższej klasie rozgrywkowej, jednak próżno szukać tam śladów jakichkolwiek większych sukcesów.

„Odkąd Kondzio awansował do Ekstraligi parę sezonów temu- w zasadzie notorycznie powtarza jeden i ten sam scenariusz: zachowawcza jazda o utrzymanie. W przeciwieństwie do Gdańska czy Rybnika nie widać w tym żadnego wyższego celu- w klubie po prostu panuje nieprzerwana stagnacja.”– Wypowiada się jeden z rywali Kondzia.

Takie opinie nie mogą jednak zaskakiwać poznańskich kibiców- zespół ten nie pokazuje nic spektakularnego ani na torze, ani poza nim. Klub ten znany jest jednak ze skupowania zawodników okrytych różnego rodzaju skandalami- nie można zapominać, że to właśnie tutaj swoje miejsce znalazły takie gwiazdy jak Leon Robig czy też Mtendere Opeyemi, którzy stanowili trzon poznańskiej układanki w poprzednim sezonie. W porównaniu do bezpośredniej konkurencji, formacja seniorska omawianej ekipy była wyrównana, co najprawdopodobniej zaważyło na tym, że klub nie uplasował się na niższej lokacie. Natomiast bardzo dużym minusem w składzie Kondzia okazała się formacja młodzieżowa, w której musiał znaleźć się zawodnik, posiadający jedynie 113um. Bardzo ciekawi nas jak będzie wyglądała przyszłość tej drużyny i w jaki sposób Kondzio poradzi sobie z zaistniałym kryzysem.

Pozytywy akcent

W ten sposób miniony miesiąc mogliby podsumować sympatycy Polonii Piły. Omawiana ekipa przez cały sezon reprezentowała dobry, wyrównany poziom i była w stanie skutecznie konkurować z lepszymi od siebie zespołami. Na czele drużyny stanął zawodnik formacji u24- Ebbe Markussen, który stanowił największy game changer w układance Alka– to właśnie on w kluczowym momencie potrafił wyszarpać cenne punkty nawet dużo bardziej doświadczonym rywalom. Dobrze prezentował się również drugi lider- Franklin Mallory. Na pochwałę zasługuje też formacja młodzieżowa pilskiej drużyny, która bardzo obiecująco prosperuje na kolejne sezony. Nie od dzisiaj wiadomo, że głównym priorytetem Alka przez wiele minionych miesięcy był stopniowy rozwój szkółki i juniorskiego zaplecza. Wszystko nie mogło być jednak idealne: na minus, w porównaniu z bezpośrednią konkurencją ze środka tabeli, zaprezentowała się druga linia, która mimo że wystarczyła do rywalizowania z gorszymi od siebie ekipami, nie podołała w konfrontacji z lepszymi od siebie.

„Sezon w Pile na pewno można by ocenić na plus- stopniowy rozwój obserwujemy już od paru dobrych miesięcy. Może i jeszcze Piła nie zawalczy o wyższe cele, ale na pewno robi sobie pod to dobre podwaliny”– komentuje jeden z ekstraligowych szkoleniowców.

Najlepszy wynik od lat

Właśnie tym mógł się pochwalić zeszłoroczny beniaminek- nie dość, że Motorowi Lublin na spokojnie udało się utrzymać, to jeszcze zajęli piąte miejsce. Do tego rezultatu Koziołkom nie udawało się chociażby zbliżyć od czasów historycznego spadku do 2 ligi za czasów poprzedniego managera. Co więcej, gdyby nie marna formacja juniorska klub ze wschodniej Polski mógłby skutecznie podjąć walkę o pozycję w fazie PO. Na czele lubelskiego zespołu stanął Maciej Szymański- prawdziwa gwiazda światowego żużla. Ważnym aspektem w formacji Motoru okazał się również Tomas Krall- wypożyczony z Dacarny. Nieco gorzej prezentowała się druga linia, która mimo wszystko zyskiwała na tle bezpośredniej konkurencji.

„Niestety, najprawdopodobniej nie uda nam się powtórzyć tego sukcesu za sezon”– zaznacza zarząd. „Będziemy musieli teraz przejść w sezon stagnacji i walki o utrzymanie, aby udało się zgromadzić obiecujący skład, który za parę miesięcy mógłby nam pomóc w zdobyciu brązowego medalu. Jednak póki co, niestety musimy nieco ochłodzić nastroje naszych kibiców”.

Niestety, ciężko się nie zgodzić z tym, że za sezon lublinian czeka niemałe wyzwanie. Nie udało się zorganizować zawodów GP we wschodniej Polsce, co znacznie osłabiło budżet omawianej drużyny. „Jeszcze więcej kasy wpakujemy stadion, chcemy, aby wszystkie najważniejsze zawody świata żużlowego odbywały się w Lublinie”– deklaruje manager.

Jeszcze nie tym razem

Miało być tak pięknie- drużyna, która jeszcze nie tak dawno mierzyła się w niższych klasach rozgrywkowych była stawiana w roli głównego faworyta do stoczenia zwycięskiej walki o brązowy krążek. Co więcej, nawet i nasi eksperci w przedsezonowym głosowaniu określili Start Gniezno mianem największego „czarnego konia” ligi. Widoczny był również doping w stronę drużyny Lela od pozostałych szkoleniowców- przed starciem o trzecie miejsce Lotny zadeklarował:

„JA liczę na Start Gniezno- ekipa Lelu zainwestowała dużo Kasy w skład, żeby zdobyć upragniony medal dla Gnieźnieńskich Kibiców, a wiec trzymam Kciuki !

Co poszło nie tak? Odpowiedź na to pytanie może być bardzo ciężka i niejednoznaczna- w końcu to Gniezno zatriumfowało nad Wrocławiem w rundzie zasadniczej, zdobywając 93 punkty. Drużyna Lela zdawała się niemalże kompletna- na czele zespołu stanęli doświadczeni żużlowcy: Lias Lofgren i gnieźnieński wychowanek- Celestyn Matecki. Ważną rolę odegrał również wypożyczony z Esbjerg Viking Frode Hedegaard. Jedynym minusem zespołu Lela okazała się formacja juniorska, która mimo że w porównaniu z innymi ligowymi zespołami wcale nie była taka zła, młodzi gnieźnieńscy zawodnicy odstawali od swoich rówieśników ze ścisłego ligowego topu. Zastanawiając się, czego zabrakło do pełni szczęścia postanowiliśmy poszukać odpowiedzi u źródła.

„Chyba zabrakło głównie szczęścia. W rundzie zasadniczej zdobyłem z Wrocławiem bonus. Natomiast zdecydowały dwa ostatnie biegi we Wrocławiu gdzie przegrałem 2 do 10. Podejrzewam, że na 10 dwumeczów koło połowy bym wygrał. Spotkały się dwa równorzędne zespoły i wygrał ten, który był lepszy danego dnia.”– odpowiedział Lelu.

Ciężko się z nim nie zgodzić: w rundzie zasadniczej mecz w Gnieźnie zakończył się rezultatem 56:34, a w spotkaniu o trzecie miejsce 52:38. We Wrocławiu wyglądało to podobnie- Sparta w pierwszym dwumeczu między tymi zespołami wygrała zaledwie 51:39, a parę tygodni później zwyciężyła aż 56:34. Najbardziej kluczowe w tej kalkulacji okazały się ostatnie dwa biegi w meczu na Stadionie Olimpijskim- zawodnicy z pierwszej stolicy Polski przegrali wówczas dwukrotnie 1:5. Czy jednak ta porażka zatrzyma gnieźnieńskie marzenia o medalu? Wszystko wskazuje na to, że chwilowo zostaną one wstrzymane.

„Niestety był to raczej jednorazowy wyskok. Teraz na pozycję juniorów desygnuje dwóch wychowanków (16 i 17 lat, obaj UM ponad 190) ze swojej akademii, którzy będą zmieniać jednego seniora. Będę atakował jednego zawodnika z ponad 320 UM, który wspomoże Celestyna Mateckiego. Jednak obawiam się, że może zabraknąć pieniędzy na solidną drugą linię. Za 2-3 sezony spróbuję ponownie powalczyć o medal.”– deklaruje Lelu.

Wrocław znowu brązowy

Słynne „Wutees, Wutees Wutees!” rozniosło się po wszystkich trybunach Stadionu Olimpijskiego, kiedy to podopieczni dolnośląskiego szkoleniowca pozbawili Start Gniezno nadziei na pierwszy medal w historii- brąz pozostał we Wrocławiu. Udało się to osiągnąć dzięki fenomenalnej dyspozycji liderów zespołu z zachodniej Polski- zarówno Gajos, jak i Wasilewski skutecznie stanęli naprzeciw pokładanym w nich oczekiwaniom. Bardzo dobrze prezentowała się również druga linia drużyny- na tej pozycji mogliśmy obserwować m.in. Innocentego Kaczkę. Formacja juniorska była bardzo nierówna, ale i bardzo obiecująca. Liderem młodzieżowców stał się Wan Keng, który musiał „robić za dwóch”, nadrabiając punkty po jeszcze niedoświadczonym Gałuszce. Niestety, nie wystarczyło to do triumfu w półfinale fazy PO. Wanda Kraków nie pozwoliła wrocławianom nawet na zwycięstwo przed oczami dolnośląskich kibiców. Mimo tak wysokiej porażki (67:113) to właśnie Wutees wymieniany jest w ścisłym gronie głównych faworytów do przełamania krakowsko-taczanowskiej dominacji. Wiara w przełamanie dupolu jest jednak raczej niewielka:

„Po wielu latach mówimy stop. Wanda i Taczanów są lata świetlne przed Wrocławiem, Gnieznem czy Lublinem. Kilkukrotnie zdobywałem medale DMP i udowodniłem sobie, że jestem w TOP managerów na świecie. Nie przeszkadza mi, że pierwsze dwa miejsca są zarezerwowane i nie mam na nie szansy. Boli mnie brak czołowej w kraju młodzieży, która realnie liczy sie w walce o medale na krajowym podwórku. Dlatego chce zainwestować w mlodzież tak mocno, jak tylko potrafił będę’– komentuje wrocławski szkoleniowiec.

Patrząc na skład zmontowany przez Wuteesa można by od samego początku strawiać go w roli głównego faworyta do stanięcia na najniższym stopniu podium. Niemalże od początku sezonu wszyscy sympatycy wrocławskiej ekipy doskonale zdawali sobie sprawę, że to jedynie Start Gniezno mogłoby im przeszkodzić w zatrzymaniu brązu na Stadionie Olimpijskim. Zapewne duża była panika na wrocławskich trybunach po utracie bonusa na rzecz zawodników z najstarszej stolicy Polski. Role znacznie odwróciły się w starciu o brązowy medal- wówczas żużlowcy Wuteesa pokonali zawodników Lela 94: 86.

„Bezapelacyjnie wyższość liderów Sparty nad liderami z Gniezna. Widziałem w oczach kibiców w Gnieźnie ten błysk, który jasno świadczył o zazdrości i wiedzy o tym, jak fantastycznymi zawodnikami jest Oktawian i Edmund. Zmysł taktyczny… pokazała to Runda Zasadnicza, w której to Lelu zgarnął bonus, a mnie w pierwszym spotkaniu zastępował asystent. Gdy w PO sytuacja była inna i to ja prowadziłem ekipe z Dolnegośląska – Start ani nie pierdnął.”– Odpowiada Wutees zapytany o przyczyny swojej wygranej.

Dla niektórych jednak, mecz ten wcale nie był istotny: „A jaki był wynik o brąz? Czy kogoś obchodzi pojedynek o kartofle?” –pyta prowokacyjnie Prezes

Największe zaskoczenie sezonu

Właśnie ten tytuł mógł przypaść UKS Taczanów, ale nie z tego powodu, z którego Eik by sobie życzył. Wielu kibiców, a także naszych ekspertów liczyło, że to właśnie w tym sezonie dominacja prezesa zostanie zachwiana- wspominał nawet o tym sam zainteresowany w artykule przedsezonowym

„Skład ma mocniejszy, bardzo łatwy finał dla niego“- w taki sposób swojego rywala oceniał Matizg przed startem rozgrywek.

Takie opinie nie mogły zresztą dziwić- ekipa, zmontowana przez Eika jawiła się jako stuprocentowo kompletna. W roli liderów pozostawieni zostali Hector Shinner i Włodzisław Porada- zawodnik formacji młodzieżowej. Równie istotną rolę odgrywała świetna dyspozycja żużlowca z pozycji u24- Gustava Westergaarda oraz taczanowskiego wychowanka- Dominika Śniegowskiego. Analizując skład Taczanowa ciężko byłoby doszukać się jakichkolwiek wad. W zasadzie w czystej teorii większość aspektów przechylała szalę na stronę ekipy Eika: zaczynając od fenomenalnej formacji juniorskiej, a kończąc na bardzo dovrej drugiej lini. Starcie finałowe jednak nie poszło po myśli sympatyków wielkopolskiego zespołu. Eik przegrał najmniejszą możliwą ilością punktów, ulegając ekipie Matizga 89:91. Co poszło nie tak?

„Rywal poszedł nie tak, trzeci raz wygrał oczywiście na farcie śmiech. Nie no, gratulacje, mogło to pójść w każdą stronę. W meczu na własnym stadionie możliwe że popełniłem błąd w ustawieniu zawodników, ale jakie to ma teraz znaczenie.”– odpowiada taczanowski szkoleniowiec.

Mimo że również i w tym sezonie nie udało się zatriumfować nad Matizgiem, Eik zbliżył się do tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kto wie, może wkrótce uda mu się zdetronizować najbardziej utytułowanego szkoleniowca w grze? Wiele na to wskazuje, UKS z sezonu na sezon staje się coraz groźniejszy dla wieloletniego dominatora. Głównym powodem sukcesywnego „doganiania” Krakowa okazuje się bezsprzecznie jedna z najlepszych formacji juniorskich w menago, która swoim poziomem z każdym miesiącem coraz to bardziej odskakuje od ligowej konkurencji. Jedno jest pewne- taczanowskie imperium młodzieżowców nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Mistrz może być tylko jeden

Wbrew jakimkolwiek przedsezonowym zapowiedziom, to właśnie Matizg zgarnął całą pulę, wygrywając “na ostatniej prostej” z UKS Żakami Taczanów w starciu finałowym. Nie była to zdecydowana wygrana- o tym, kto może cieszyć się ze złotego medalu tak naprawdę zadecydował jeden bieg. Mimo to, trzeba ogłosić, że Prezes zwinął cała pulę i wygrał w tym sezonie wszystko, co było do wygrania. Dlaczego pomimo tak wielu zapowiedzi o deklasacji Wandy, Kraków ponownie staje na najwyższym stopniu podium?

“Dominacja genetyczna zarówno moja jak i mojego zespołu nad tym nędznym Tapczanowem i Jakubem” – podsumował szkoleniowiec mistrzów Polski.

“Osobiście sądziłem że Taczanów zwycięży w finale, a tu znowu niespodzianka prezes górą. Albo ma szczęście do tych ważnych meczów albo go kocha sim 😄“- ocenia jeden z ekstraligowych szkoleniowców.

O zwycięstwie, podobnie jak w starciu o brązowy krążek, zadecydowały detale. Główną kartą przetargową w talii prezesa okazał się Frederik Verhoeven- tegoroczny mistrz świata. Zawodnik ten zarówno na ligowym podwórku, jak i w GP po raz kolejny nie miał sobie równych. Istotną rolę w układzie swojej drużyny odgrywali również Merle Lacy i Stanisław Kochanek. To, co najprawdopodobniej sprawiło, że to właśnie Taczanów wymieniany był jako główny kandydat do mistrzostwa to formacja juniorska, która znacznie odstawała od tej wystawionej przez Eika. Różnica dwóch punktów pozwala na zastanawianie się czy wreszcie coś się zmieni w najlepszej klasie rozgrywkowej w kraju. Niestety, wszystko wskazuje na to, że większych rewolucji jeszcze długo nie zobaczymy. Duopol trwa w najlepsze, a pozostałe drużyny są lata świetlne za dwoma najlepszymi ekipami w lidze.

Leave a Reply